Bez kościoła
Cisiec należał do Parafii w Milówce. We wsi nie było nawet kaplicy, w
której choćby okazjonalnie można było odprawić Mszę św. Wzniesienie
własnej świątyni było marzeniem i ambicją wielu pokoleń mieszkańców wsi.
W końcu znalazła się garstka osób, które zaczęły energicznie zabiegać o
własny, cisiecki kościół. Było to na początku lat siedemdziesiątych.
Liczne pisma, prośby i wnioski pozostawały bez odpowiedzi władz. W tym
czasie, w 1971r. Do Milówki trafił ks. Władysław Nowobilski. Do jego
obowiązków między innymi należała katechizacja w Ciścu. Po
bezskutecznych zabiegach w wielu urzędach, parafianie wpadli na pomysł
urządzenia kaplicy w jakimś istniejącym już pomieszczeniu. Wybór padł na
starą, nieczynną już piekarnię rodziny Śleziaków. Przy bliższych
oględzinach okazało się jednak, że budynek nie może pełnić tej funkcji.
Wtedy postanowili wybudować kaplicę od podstaw lecz w tajemnicy przed
wszelkimi urzędnikami. Według planów miał to być “dom dwurodzinny”.
Takie właśnie projekty zostały zatwierdzone przez władze.
Tajne przygotowania
Wiosną 1972 roku rozpoczęły się prace przy fundamentach. Sekretu jednak
nie udało się długo utrzymać. Pod koniec czerwca, gdy zaczęto wznosić
pierwszą ścianę przyszłej kaplicy, urzędnicy nakazali wstrzymać prace
pod pretekstem odstępstw od zatwierdzonych planów. Rozpoczęły się
pierwsze przesłuchania. Właściciela posesji i formalnego budowniczego
“domu” Władysława Śleziaka nakłaniano do ujawnienia przeznaczenia
budynku. Namawiano go też do odsprzedaży rozpoczętej budowy państwu
miałoby tam zostać wybudowane przedszkole. Prośby i groźby nie pomogły.
W październiku władze postawiły ultimatum albo sprzedaż rozpoczętej
budowy albo jej natychmiastowa rozbiórka. “Opatrzność sprawiła, że w tym
właśnie czasie spotkałem na rekolekcjach ks. Mariana Przewrockiego z
diecezji przemyskiej, który kilka miesięcy wcześniej bez zezwolenia
władz w ciągu 24 godzin wybudował u siebie kaplicę na przygotowanych już
fundamentach . To samo postanowiliśmy zrobić u nas” wspomina ks.
Nowobilski. Prace miały być rozpoczęte późnym wieczorem w ostatnią
sobotę października. Wcześniej w ukryciu zgromadzono materiały budowlane
i przygotowane elementy więźby. Mimo, że wszystkie te prace starano się
prowadzić tylko w wąskim kręgu wtajemniczonych osób, to do władz dotarły
informacje o planowanej budowie. Dzień przed zaplanowaną datą rozpoczęły
się wezwania mieszkańców do gminy, gdzie ostrzegano ich przed
przystąpieniem do nielegalnej budowy. Straszono grzywnami, a nawet
więzieniem. We wsi pojawiły się wzmożone siły milicji. To wszystko
spowodowało, że budowę odwołano.
Pamiętna doba
Kolejne terminy rozpoczęcia budowy ustalono na niedzielny poranek 5
listopada. Aby krąg osób wtajemniczonych był jak najmniejszy,
postanowiono, że dopiero w ostatniej chwili zostanie rozniesiona po wsi
wiadomość, że za chwilę na fundamentach wstrzymanej budowy zostanie
odprawiona Msza Święta. Tym razem się udało. Ksiądz Nowobilski od
ołtarza, utworzonego z pustaków i desek wezwał, po raz pierwszy jawnie i
głośno do rozpoczęcia budowy. “Po Mszy entuzjastycznie przystąpiono do
prac” opowiada ksiądz Nowobilski. Duże musiało być zaskoczenie władz, bo
dopiero po kilku godzinach na terenie budowy przybyło kilku
funkcjonariuszy SB z kamerami i aparatami fotograficznymi. Później
prośbami, obietnicami i groźbami próbowano nakłonić mieszkańców do
wstrzymania prac. Bezskutecznie. Gdy we wsi wyłączono prąd, to budowę
kontynuowano w świetle samochodowych reflektorów, pochodni i płonących
opon. Po 24 godzinach 5,5 metrowe ściany kaplicy były gotowe, a na ich
szczycie ułożona była więźba. “To prawdziwy cud, że świeże mury nie
runęły pod takim ciężarem. Doszło nawet do rozchodzenia się murów, więc
trzeba je było wiązać i podpierać. Wytrzymały i stoją do dziś” mówi
ksiądz Nowobilski. Dwie następne doby to krycie dachu deskami i papą.
Cisiec miał wreszcie własny dom Boży, lecz mieszkańców czekał jeszcze
długi okres obrony swej świątyni. Były grzywny, sprawy sądowe, dotkliwe
szykany. Pojawiły się groźby zburzenia kaplicy. Mieszkańcy wsi noc w noc
przez całe dwa lata pełnili dyżury w kaplicy. Władze próbowały też
wymusić na krakowskiej Kurii decyzję o zamknięciu nielegalnej kaplicy.
“Jestem przekonany, że nie obronilibyśmy naszego kościoła, gdyby nie
wspaniała postawa kardynała Karola Wojtyły” twierdzi dziś ksiądz
Nowobilski. Opowiada on o spotkaniach, słowach otuchy oraz o wizytach
kardynała Wojtyły w Ciścu. “Naszemu Ojcu Świętemu zawdzięczamy to, że
mamy nasz kościół. Nie zapomnimy tego nigdy”, dodaje.
Wczoraj i dziś parafii
Następne miesiące i lata, to wciąż nielegalne rozbudowywanie i
urządzanie kościoła. Jego poświęcenia dokonał kardynał Wojtyła w grudniu
1977 roku. W końcu władze ustąpiły przed uporem i determinacją
mieszkańców wsi i w roku 1979 zalegalizowały kościół. Konsekracja
świątyni nastąpiła w 1982 roku, a 14 sierpnia 1984 roku w Ciścu została
erygowana samodzielna parafia. Jej patronem został św. Maksymilian Marii
Kolbe, ten sam, który od dwunastu lat patronował cisieckiemu kościołowi.
Dzięki ofiarności parafian zmienił się on nie do poznania. Swój
ostateczny kształt z charakterystyczną strzelistą więźbą uzyskał on na
dwudziestolecie pamiętnej budowy. Wciąż jeszcze środkową nawę tworzą
mury, wybudowane niegdyś w ciągu jednej doby. Trzeba je było tylko
wzmocnić murowanymi podporami.